czwartek, 8 grudnia 2016

Zaczynamy! Z zamiarem pisania bloga o szyciu i wszystkim co hand-madowe, noszę się od kilku dni, ba nawet tygodni. Właściwe, od kiedy pogodziłam się z moim Singerem, wybaczyłam, i znów żyjemy w symbiozie...tylko ile czasu już minęło?? Myślę, że jakiś miesiąc. Szycia "nauczyłam" się w krakowskiej Kanwie. W 2013 zapisałam się na III-stopniowy kurs. Uczyłam się od podstaw, bo maszyny nigdy nawet nie dotykałam, nie mówiąc o jej użytkowaniu... Tam szycie spodobało mi się na tyle, że kupiłam własny sprzęt, a jak kupować, to dobry i porządny. Padło więc na Singera heavy duty (napiszę o nim kiedyś recenzję) :) Po kilku mniej lub bardziej udanych szyciowych przygodach i mojej miłości do dzianin, zapragnęłam więcej. Toteż w mojej pseudo pracowni pojawił się Singer nr 2 zwany overlockiem :) Nie mając wielkiego doświadczenia i cierpliwości, po kilku przeszkodach, mniej więcej w 2015 roku, przykryłam moje maszyny foliowym płaszczem, odłożyłam w bezpieczne miejsce i tak sobie tam drzemały... drzemały na tyle długo, że po namowach męża i mamy w roku bieżącym, wyciągnęłam mój duet i postanowiłam szyć na nowo. Z dawnych zapasów posiadałam trochę tkanin, postanowiłam na pierwszy rzut uszyć dzieciom czapki i overlockiem (nawleczonym co najmniej w 2015) poleciałam pięknie i gładko z czapką, najpierw jedną, potem drugą. I cudnie, dziękuję za tutorial: skrzydlata chatka. Wszystko poszło gładko, na tyle, że nawet mój mąż otrzymał swoją czapkę. Kłopoty się zaczęły, kiedy chciałam zszyć poduszki, bo te również były w szyciowych planach. Singer przestał działać, tzn. jakby "działał", ale nie szył... Zaczęłam czytać, fora, porady, bo za nic nie chciałam oddawać go do naprawy... i dobrze... Mąż obiecał pomoc w naprawie, tak więc zasiedliśmy do rozkręcania mojego sprzętu i nagle mała żaróweczka zapaliła się w mojej sfrustrowanej główce...hmmm no nic, wstyd się przyznać, ale, no...ona działa, tylko JA zapomniałam przesunąć w lewo ten dżinks po nawleczeniu szpulki, jakie półtora roku temu... Trochę się pośmialiśmy, podziękowałam mężowi za pomoc i od tamtej pory wiem, że z każdym problemem w moich Singerach sobie poradzę. Nie straszne mi są już pętelkowania, nawlekania overloków, zrywania nici i takie tam błahe problemy, bo daję rady i ba, nawet mam z tego satysfakcję :0 Tyle na dzisiaj, bo tu głównie o zdjęcia i wytwory chodzi, a nie o słowotok, ale to mianem wstępu. Bywajcie i zaglądajcie do mnie czasem. pozdrawiam Mini Mamka